Marek Nienałtowski
Wspomnienia żołnierzy związanych z Techniczną Oficerską Szkołą Wojsk Lotniczych (TOSWL) w Oleśnicy
02.07.2020 r.

Nawiązał ze mną kontakt major pilot w stanie spoczynku Tadusz Ćwik. Dowiedziałem się, że posiada dużo informacji wspomnieniowej oraz zdjęcia z Oleśnicy. Będę je zamieszczał w miarę otrzymywania. Niżej wspomnienia T. Ćwika, który ma obecnie 86 lat (zdjęcie niżej). Mam nadzieję, że dzięki nim odezwą się może i inni żołnierze pełniący służbę w tzw. Białych Koszarach od 1955 r.

Do wojska miałem sentyment już od 10 roku życia. Mając 16 lat chciałem latać. Po obejrzeniu filmu „Pierwszy start” dowiedziałem się o pierwszej szkole szybowcowej w Goleszowie. Pojechałem tam, ale komendant zapytał, czy mam pozwolenie rodziców. Nie miałem i wróciłem z żalem do domu. Druga próba - egzaminy na wydział lotniczy technikum w Bielsku - zdałem. Nie zostałem jednak przyjęty, bo było tylko 30 miejsc i na nie zostali przyjęci miejscowi. Rozpocząłem naukę, przyjechali podchorążowie z Dęblina agitować do Oficerskiej Szkoły Lotniczej. Podpisałem akces w 1951 roku. Zdałem egzaminy wstępne i zostałem przyjęty. Jednak komisja lekarska mnie odrzuciła, stwierdzając, że jestem fizycznie niedorozwinięty, bo ważyłem 42 kg ( „z obozu nie przyjmujemy”). Po roku ponowiłem starania i teraz zostałem przyjęty – rozpocząłem naukę w Dęblinie. W grudniu odczytano rozkaz o skierowaniu kilkunastu nas do Zamościa. Była notatka – „politycznie niepewni”. W Zamościu rozpoczął się po raz pierwszy kurs dwuletni na techników lotniczych i na nim rozpocząłem naukę.

Po jej ukończeniu w 1954 roku zostałem promowany na stopień podporucznika przez gen. Jakubika i pozostałem w Zamościu do dyspozycji komendanta jako instruktor cyklu uzbrojenia. Forsował mnie Zenon Kasprzak, który wyczuł moją smykałkę do kreślenia i prac rzemieślniczych. Byłem więc przydatny w przygotowaniu bazy szkoleniowej do Oleśnicy.

W 1955 wziąłem udział w defiladzie z okazji dziesiątej rocznicy PRL. Specjalnym rozkazem Ministra Obrony Narodowej w 1955 roku powołany został defiladowy Batalion Spadochronowo-Desantowy, wydzielony z Technicznej Szkoły Wojsk Lotniczych w Zamościu, a w skład dowództwa tegoż Batalionu weszli: dowódca - ppłk Czwarkiel, szef sztabu - mjr Kazimierz Jóźwiak, szef służby spadochronowej - kpt Dula.

Tak wyglądaliśmy jako spadpchroniarze. Dwa lata później pojawili się w WP prawdziwi spadochroniarze

W dniach między 10 a 15 czerwca 1955 roku zostały poczynione przygotowania. Do Technicznej Szkoły Wojsk Lotniczych przybył transport spadochronów PD-4 i PS-1, w tym czasie uszyto wyposażenie mundurowe, składające się z kombinezonu koloru szarego, apaszki białej, czepka białego, pilotki szarej, każdy żołnierz otrzymał spadochron desantowy i ratunkowy oraz broń automatyczną PM-43 z kolbą składaną. W tych dniach w kilku rzutach przybywały wprost z taśmy FSC Lublin lśniące farbą khaki odkryte skrzyniowe „Lubliny”, z ławkami poprzecznymi. 14 czerwca w nocy nasz batalion przegrupował się kolumną do Warszawy na lotnisko Okęcie, gdzie już istniało zgrupowanie defiladowe, którego dowódcą był gen. Stanisław Popławski. Skoszarowano nas w już przygotowanych namiotach, a należy przyznać, że obóz urządzony został profesjonalnie, Po zakwaterowaniu nastąpił podział batalionu na tzw. załogi defiladowe, każda w składzie: dowódca pojazdu siedzący w szoferce obok kierowcy (w moim przypadku byłem nim ja - ppor.Tadeusz Ćwik), kierowca, zastępca dowódcy pojazdu na skrzyni,15 żołnierzy w pełnym wyposażeniu i umundurowaniu. Codziennie w nocy odbywały się treningi, czyli ładowanie na samochody i wyjazd na pas startowy, tam tworzono szyk i defilowano przed wybudowaną trybuną. Oddziały piesze tłukły butami o beton aż do 20 lipca.

W dniach 19-21 lipca całe zgrupowanie pracowało przy porządkowaniu otoczenia Pałacu Kultury i Nauki, demontowaliśmy ogrodzenie okalające plac budowy, pomagaliśmy sadzić drzewa, ponadto układaliśmy duże płyty granitowe na Placu Defilad i stacji kolejowej Śródmieście. Inne grupy pracowały przy porządkowaniu terenu wokół Stadionu 10-lecia. 21 lipca w nocy odbyła się próbna defilada (sprawdzian) na Placu Defilad. My wypadliśmy dobrze, chociaż już o północy. W nocy z dnia 21 na 22 lipca również o północy zajęliśmy pozycje wyjściowe u wylotu ul. Marszałkowskiej i tak w pogotowiu trwaliśmy do godz. 10 00. Wreszcie na głos trąbki ruszyła defilada, a na trybunach dostojnicy państwowi i partyjni, goście, attache wojskowi różnych państw, którzy pstrykali zdjęcia, szczególnie naszej formacji spadochroniarzy. Błyskały flesze, wielka owacja tłumu Warszawiaków. Uczestnikiem tej defilady był też Romanem Bielicki i z nim jesteśmy członkami bielskiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Tak zakończyła się nasza przygoda w Warszawie. Przy tej okazji pragnę wspomnieć kilka nazwisk ludzi z mojego ówczesnego (i późniejszego) otoczenia, którzy poświęcili się spadochroniarstwu.

Kpt. Dula: wykonał pierwsze katapultowanie ze specjalnie przygotowanego samolotu Tu-2 na lotnisku Okęcie, w roku 1959 wykonał skok z wysokości 10 km z samolotu IŁ-28 wprost z komory bombowej. Por. Waldemar Bołotowicz: pilot sportowy i wojskowy, latał na Mig-15, później oddał się spadochroniarstwu, został szefem sł. spad. w Pułku Lotniczym we Wrocławiu. Odbył bardzo dramatyczny skok na opóźnienie z samolotu CSS-13, w czasie pokazów z okazji Dnia Lotnictwa w Oleśnicy musiał ratować się na „zapasówce" bardzo nisko nad ziemią. Byłem wówczas kierownikiem pokazów. Później został przeniesiony z ukochanego Wrocławia, za cenę kariery służbowej, do Bydgoszczy na stanowisko szefa ratownictwa wysokościowego na samolotach naddźwiękowych. Por. Pulka - mgr inż. radiolokacji, absolwent WAT został szefem sł. spad. WSWL w Dęblinie.

W Oleśnicy.
W Oleśnicy znalazłem się w sierpniu 1955 roku wraz kadrą wyznaczoną do organizowania Technicznej Oficerskiej Szkoły Wojsk Lotniczych. Brałem udział w przygotowaniu sal wykładowych i organizacji Cyklu Uzbrojenia. Pamiątką pozostaje dyskusja przy świeżo zawieszonej tablicy w sali wykładowej na temat teorii strzelania (z por. Jerzym Merdyłą - z prawej). W Oleśnicy pozostałem do 1974 roku jako instruktor, a potem starszy instruktor, najpierw w TOSWL, a potem Centralnym Ośrodku Szkolenia Specjalistów Technicznych Wojsk Lotniczych (COSSTWL).


Kpt T. Ćwik w gabinecie uzbrojenia, do powstania którego także się przyczynił

Tadeusz Ćwik podczas szkolenia szybowcowego
przy dwumiejscowym szybowcu Żuraw

W roku 1956 kiedy dowództwo Wojsk Lotniczych obejmował gen. Jan Frey-Bielecki, było wysłuchanie inspektorskie, na którym część tych przeniesionych z Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie do Technicznej Szkoły Wojsk Lotniczych w Zamościu postanowiła się pożalić i uzyskać informację, dlaczego zostaliśmy wycofani ze szkolenia w Dęblinie. Gen. wysłuchał nas i powiedział oficjalnie na odprawie, że ci, którzy zwracali się w sprawie latania będą latać. Efekt tych słów był szybki, bo po odprawie w lutym, w sierpniu zostaliśmy poinformowani przez płk Kojca, że powstanie filia Aeroklubu Wrocławskiego w Oleśnicy. We wrześniu rozpoczęliśmy kurs teoretyczny w Aeroklubie Wrocławskim, a w grudniu zdawaliśmy egzamin teoretyczny. Latać zaczęliśmy wiosną 1957 roku. Szkolenie w powietrzu szło ślamazarnie, bo mieliśmy mało sprzętu. W tym roku (1957) zaczęliśmy działać nie jako filia Aeroklubu Wrocławskiego, ale jako Aeroklub Wojskowy przy TOWSL i wtedy szkolenie przyspieszyło. Pierwszym instruktorem był Eugeniusz Pieniążek. Po jego nieplanowanym i można powiedzieć samowolnym przelocie szybowcem z lotniska w Oleśnicy w okolice Lwowa odsunięto go od latania. Na jego miejsce przyszedł Erazm Kapała. Również powstała grupa inicjatywna (min. por. Pulka i ja), która zwróciła się do Dowódcy WL z prośbą o umożliwienie szkolenia spadochronowego kadry TOSWL. Przeszkolenie objęło ok. 45% kadry. 5 maja 1957 roku wykonałem swój pierwszy skok z Douglasa C-45. Wykonałem w sumie 25 skoków z Li-2, CSS-13, AN-2 i z Jak-12. Moje legitymacje związane ze szkoleniem lotniczym i spadochronowym.

I w tym roku, już po ukończeniu kursu szybowcowego utworzono przy TOSWL Wojskowy Ośrodek Szkolenia Ogólnego (WOSO), na którym piloci uzupełniali średnie wykształcenie. Miałem problemy rodzinne i nie mogłem ukończyć jedenastej klasy, więc zostałem powołany do tego ośrodka. Piloci oprócz nauki mieli wykonywać loty na samolotach w celu podtrzymani nawyków. Przy nich zrobiłem indywidualny kurs pilotażu wojskowego i poza pracą służbową oddałem się całkowicie działalności w aeroklubie. Latałem na pokazach w Oleśnicy i organizowałem koła lotnicze w Sycowie, Namysłowie, werbowałem młodzież do szkolenia w aeroklubie. Jednym z nich był Lech Marchlewski, późniejszy absolwent TOSWL, potem dyrektor Liceum Lotniczego w Zielonej Górze i prezes Aeroklubu Ziemi Lubuskiej. Latał w zespole akrobacyjnym „Żelazny”, zginął w katastrofie lotniczej podczas Air Show w Radomiu 1 września 2007 roku.

Oprócz tej działalności chciałem latać na samolotach. Ale czas nie bardzo pozwalał. Bo byłem żonaty, mieliśmy syna i trudno było znaleźć czas dla rodziny, pracy i działalności w aeroklubie. Nadarzyła się wspaniała okazja - zostaliśmy zaproszeni na zlot samolotowy w Toruniu. Na ten Zlot poleciały dwie załogi: jedna - Szczepan Węgrzynowski i Józef Dudek oraz druga - Andrzej Antoszczyk i ja (wszyscy to oficerowie z TOSWL). I o dziwo, w Toruniu zwyciężyliśmy, zdobywając pierwsze miejsce i puchar przechodni oraz co najważniejsze – Aeroklub Ogólnopolski zaprosił nas na uroczystości 550 rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Mieliśmy tam zrzucić meldunek na trybuny w trakcie odsłonięcia obelisku. Przed wylotem na tę uroczystość były treningi zrzucania meldunku do koła. W tym czasie było też u nas Lotnicze Przysposobienie Wojskowe dla kandydatów do Oficerskiej Szkoły Lotniczej, na którym to był Mirek Hermaszewski. Ja zabezpieczałem technicznie ten obóz (za to otrzymałem dyplom od gen. Freya-Bieleckiego).

12 lipca, kiedy odbywał się trening byłem w Fordonie po ściągarkę, bo nasza się zepsuła, a szkolenie musiało się odbywać. W Fordonie dowiedziałem się o katastrofie jaka wydarzyła się w Oleśnicy i że zginęli piloci. Natychmiast po załatwieniu ściągarki wyjechałem do Oleśnicy. Po przyjeździe do pracy dowiedziałem się por. Andrzej Antoszczyk zginął, a kpt. Zenon Kasprzak leży we Wrocławiu w szpitalu. Mjr Kluba powiedział – „Pojedziesz do Wrocławia do prosektorium i odbierzesz zwłoki Andrzeja”. Byłem przy umieszczaniu go w trumnie i jej lutowaniu. Odwiedziłem też Zenona Kasprzaka. Po wejściu do sali stanąłem jak wryty – był jak kukła owinięta bandażami. Miałem aparat fotograficzny, w prosektorium robiłem zdjęcia, ale widok Z. Kasprzaka w takim stanie (64 złamania) spowodował, że tylko go zapamiętałem, a potem narysowałem (link do opisu wypadku niżej).

Grupa oficerów z T0SWL przed pogrzebem por. A. Antoszczyka w Kaliszu
Lech Marchlewski podczas szkolenia na szybowcach

Będąc na emeryturze podczas pikniku lotniczego w Bielsku spotkałem Eugeniusza Pieniążka, pierwszego instruktora z Aeroklubu w Oleśnicy i on mnie wciągnął do działalności w Aeroklubie Bielsko-Bialskim. Z ramienia tegoż aeroklubu i Bielskiego Klubu Seniorów Lotnictwa organizowałem np. wystawę z okazji 75-lecia Aeroklubu Bielskiego, szereg pikników lotniczych i innych imprez lotniczych. Za calokształt zasług dla lotnictwa polskiego zostałem uhonorowany w 2011 r. tytułem i odznaką "Zasłużony Działacz Lotnictwa Sportowego" Prowadziłłem też Koło Modelarskie do 2019, ale mając 85 lat przekazałem prowadzenie młodszemu następcy. Z okazji 67 rocznicy lotniczej przygody Aeroklub w Bielsku-Białej wydał okolicznościowy dyplomi

Znanym absolwentem TOSWL był Henryk Osierda, który szkołę ukończył w 1955. Starał się potem zostać pilotem i do tego doszło. Służył w 11 PLM we Wrocławiu. Latał na samolotach Lim-2, Lim-5 i Mig-21. W lipcu 1970 roku odbywały się ćwiczenia pod kryptonimem „Zenit70”, a pułk jego był wtedy w Oleśnicy z powodu remontu wrocławskiego pasa. 14 lipca spotkałem się z nim. Po pewnym czasie wezwano go pilnie na start. Wystartował na przechwycenie. Przed startem musiał zmienić z powodu niesprawności samolot wyznaczony do tego zadania. W ferworze ćwiczeń, z braku innego przygotowanego do lotu MiG-a, polecono mu startować samolotem z dyżuru bojowego tzw. pary dyżurnej. Przechwycił czechosłowacki Su-7BKŁ. Zapomniał, że miał podwieszone bojowe pociski rakietowe, a nie szkolny R-3U. W efekcie zestrzelił czechosłowacki samolot, na szczęście jego pilot bezpiecznie się katapultował, a Polska w ramach rekompensaty w lutym 1971 roku przekazała Czechosłowakom swojego Su-7BKŁ.

Henryk Osierda zginął 16.02.1971 r. koło miejscowości Wrząca Śląska. Pochowany jest w Bielsku i opiekuję się jego grobem.

Autor tekstu - mjr. pil. w st. spocz. Tadeusz Ćwik

Wypadek na lotnisku w Oleśnicy w 1960 r.

Przygotowanie koszar po byłym niemieckim pułku kawalerii do zadań Technicznej Oficerskiej Szkoły Wojsk Lotniczych w Oleśnicy

Wspomnienie o lotniku Eugeniuszu Pieniążku związanym z Aeroklubem Wojskowym w Oleśnicy


Od autora • Lokacja miastaOleśnica piastowskaOleśnica PodiebradówOleśnica Wirtembergów
Oleśnica za Welfów
Oleśnica po 1885 r.Zamek oleśnicki Kościół zamkowy Pomniki Inne zabytki
Fortyfikacje Herb Oleśnicy Herby księstwDrukarnie NumizmatyKsiążęce krypty
Kary - pręgierz i szubienica Wojsko w Oleśnicy Walki w 1945 roku Renowacje zabytków
Biografie znanych osób Zasłużeni dla OleśnicyArtyści oleśniccy Autorzy Rysowali Oleśnicę
Fotograficy Wspomnienia osadników Mapy Co pod ziemią? Landsmannschaft Oels
Wydawnictwa oleśnickie Recenzje • BibliografiaLinkiZauważyli nas Interpelacje radnych
Alte Postkarten - widokówki Fotografie miastaRysunki Odeszli Opisy wybranych miejscowości
CIEKAWOSTKI ZWIEDZANIE MIASTA BEZ PRZEWODNIKA....
NOWOŚCI